Psia Dola Netpress Digital, klasyka literatury

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Adolf Dygasiński
PSIA DOLA
Konwersja:
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora
. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej
zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z
.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym
.
PSIA DOLA
Adolf Dygasiński
Za wolskimi rogatkami, pod płotem jakiegoś
ogrodu położonego w kierunku południowej strony
świata leżała wyżlica Norma otulając ciałem
swoim czworo szczeniąt, ślepych jeszcze prawie.
Małe pieski co chwila chwytały pierś matki, ale
z piersi tej nie zdołały wydobyć ani kropli mleka;
ruszały się więc niespokojnie, wydając z siebie
mruki niecierpliwości i skomlenie. A Norma
nieustannie nadstawiała dzieciom swoją pierś
próżną, w której one nadaremnie szukały posiłku.
Powyłaziły przeto dzieci spod matki — jedno za
drugim, niezdarnie się toczyły na swych noży-
nach: podeszły do rodzicielki z przodu, garnęły jej
się do ust, do uszu, do oczu, zdawały się zapyty-
wać:
— Matko, co to wszystko znaczy? Dałaś nam
oto życie, a nie możesz nas utrzymać?... Z głodu
mrzemy!
4/8
Pies-matka smutnie popatrzała na potomst-
wo, mrużyła oczyma i poczęła dziatwę kolejno a
troskliwie lizać językiem. Może ona pragnęła głód
swoich dzieci pieszczotą uśmierzyć. Powstała z
miejsca, wyprostowała się i stojąc poddawała
szczeniętom pierś swą do ssania. Rzuciły się do
niej wszystkie, czepiały jej się jak pijawki, zawisły,
szarpały ją, rozpierały się ssąc i ciągnąc swą rodzi-
cielkę. Norma była zwierzęciem wychudłym,
zbiedzonym, sierść z niej miejscami zupełnie
oblazła, trzęsła się, na nogach zaledwie ustać
mogła, a na uszach jej i na szyi widniały wszędzie
nie zabliźnione rany, które wokółek obsiadały
muchy. Dzieci ssąc matkę w stojącej postawie i
teraz nie znalazły w jej piersiach mleka; poczęły ją
więc kaleczyć, do krwi jej się dobierać, ale ona i
krwi niewiele miała w sobie. Szczenięta, znużone
licznymi a bezpłodnymi wysiłkami, legły wreszcie
na ziemi, ułożyły się jedno na drugim i tak
zwinięte, jakby w jeden kłębek, zasnęły. Przez
czas jakiś stała nad nimi matka liżąc je i troskliwie
obwąchując, niby kołysząc swoje drobne psięta. A
kiedy sen już na dobre ogarnął potomstwo, ona
sama puściła się w świat na żebraninę. Poszła
między ludzi... Gdzież pies iść może?
Wpadła do najbliższego domu w mieście, tu ją
rozkoszna jakaś woń zaleciała, przeto stanęła pod
  [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tejsza.htw.pl
  •